
Kielecki hip-hop to nie tylko Liroy i Sitek. Cofnij się do lat 90. i odkryj pionierów, o których zapomniała historia polskiego rapu
Gdy ktoś pyta o początki polskiego hip-hopu, większość rzuca od razu: Warszawa – bo przecież Molesta, ZIP Skład, WWO. Potem Śląsk – Kaliber 44, Paktofonika. Czasem ktoś wspomni Łódź czy Poznań. A Kielce? No właśnie… Kielce zwykle siedzą cicho. A nie powinny.
Bo Kielce to nie tylko Wzgórze Zamkowe i kielecki scyzoryk. To też jedno z pierwszych miejsc w Polsce, gdzie rap nie tylko się pojawił, ale też miał własny styl i tożsamość. Styl nie do pomylenia z żadnym innym miastem. Surowy, bezkompromisowy, lokalny.
W połowie lat 90., kiedy wielu jeszcze nie wiedziało, czym różni się MC od DJ-a, w Kielcach działało Wzgórze Ya-Pa 3. Dla niektórych to pierwsi polscy raperzy, których usłyszeli na kasecie. Ich debiut „Centrum” to już klasyka. Brzmiało to jakby ktoś wrzucił amerykański gangsta rap do pralki Frani, dodał polskich realiów i wylał to wszystko na asfalt przy kieleckim dworcu.
To nie było ugrzecznione, nie było modne – ale było autentyczne. A to w rapie zawsze miało największe znaczenie.
W Kielcach nie próbowano kopiować Nowego Jorku czy Compton. Tu po prostu robili swoje. Na nielegalu, na swoich zasadach. Ich slang, ich podejście, ich historie – wszystko było lokalne, ale trafiało do ludzi w całej Polsce. Dlaczego? Bo wielu czuło się tak samo – jakby byli na uboczu, zapomniani przez „wielki świat”.
I choć brzmienie było czasem toporne, a teksty miejscami brutalne, to był w tym prawdziwy przekaz. I to wystarczyło, żeby dzieciaki w Białymstoku, Lublinie czy Szczecinie mówiły: „Ej, ci z Kielc są kozakami”.
To jest właśnie największa zasługa Kielc – przełamanie kompleksu małego miasta. W czasach, kiedy scena dopiero raczkowała, oni pokazali: nie musisz być z Warszawy, żeby coś znaczyć. Możesz być z Kielc, możesz mieć brudne podwórko i dziurawe buty – ważne, żebyś miał coś do powiedzenia.
To otworzyło drogę kolejnym – z Radomia, Elbląga, Nowego Sącza. Bo skoro Kielce mogły, to oni też.
Warto też przypomnieć, że Kielce i okolice to kuźnia rapowych osobowości, które zostawiły ogromny ślad w historii polskiego hip-hopu:
Kielce może nie miały największej sceny, nie robiły najwięcej hałasu, ale były tam na samym początku. I zostawiły po sobie ślad. To trochę jak z dobrym b-boyem – nie musi być na środku parkietu, żeby robić robotę. Wystarczy, że wiesz, kto naprawdę zna się na rzeczy.
Więc jeśli kiedyś ktoś znów zapyta cię o początki polskiego rapu – powiedz śmiało: były też Kielce. I bez nich ta historia wyglądałaby zupełnie inaczej.
Brak komentarzy. Bądź pierwszy!